Już od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie zrobienie małego podsumowania wszystkiego co przez ostatnie lata próbowałem poszukując rozwiązania moich problemów z brzuchem. Pierwotnie planowałem ten post na początku tego roku, bo to przecież sprzyjająca pora do robienia rachunku sumienia. Odsunęło się to nieco w czasie ale w końcu zebrałem się w sobie i zrobiłem spis wszystkiego. Mam nadzieję, że nic nie pominąłem. Do części środków/metod dorzuciłem mały komentarz od siebie. I jeszcze mała uwaga dla innych chorych: proszę się nie zniechęcać. Chorzy na zespół jelita drażliwego najprawdopodobniej cierpią z różnych przyczyn więc trzeba szukać aż trafi się na właściwą metodę.
Zacznę od samego początku i wszystkich leków standardowo przepisywanych przez gastroenterologów chorym na zespół jelita drażliwego:
- Duspatalin, Debretin, Tribux – kompletnie zero efektu,
- Debutir – j.w.
- Kreon – enzymy trawienne, zero efektu,
- Iberogast – poprawia trawienie, ja nie zauważyłem żadnego efektu,
- Nifuroksazyd – zero efektu,
- Xifaxan – antybiotyk stosowany m.in. na przerost flory bakteryjnej jelita cienkiego (SIBO), zero efektów,
- Meteospasmyl, Spasmolina, No-spa – leki rozkurczowe, na mój brzuch zdecydowanie za słabe,
- SanProbi IBS, Vivomixx – probiotyki, stosowałem jeszcze jakieś inne ale moim zdaniem szkoda na to pieniędzy.
Do tego należy przytoczyć takie środki (preparaty 5-ASA) jak Pentasa, Asamax, Asamax w czopkach i Sulfasalazynę, które mają udowodnione działanie w przypadku zapalnych chorób jelit. Mi one nie przyniosły ulgi pomimo długotrwałego stosowania. Do tego pakietu należy dorzucić sterydy (Encorton, Metypred), które również mi nie pomogły. Nabawiłem się dzięki nim tylko innych ciekawych przypadłości, o których już kiedyś na blogu wspominałem.
Diety. Wynotowałem dwie najbardziej znaczące, które jestem w stanie polecić każdemu, kto ma problemy z jelitami. Dla chorych na zespół jelita drażliwego szczególnie przydatna może się przydać dieta FODMAP. Była już o niej mowa na blogu, w Internecie dostępne jest mnóstwo opracowań o niej traktujących. Warto sprawdzić ponieważ nie jest zbyt rygorystyczna, a efekty u wielu chorych są zdumiewające. No i dieta SCD. Ta z kolei jest już dużo bardziej wymagająca. Niemniej nadal warta jest wypróbowania bo doniesień o jej pozytywnym wpływie na zdrowie jest całkiem sporo. Warto też wspomnieć, że u części chorych znaczącą poprawę potrafi przynieść już sama eliminacja nabiału i glutenu z diety. U mnie niestety żadnych spektakularnych efektów takich działań nie zanotowałem.
Teraz pora na kolejne leki, środki i suplementy:
- LDN – naltrekson w niskiej dawce, to chyba największy zawód w trakcie poszukiwań magicznego środka na zło tego świata. Jednak każdemu choremu na jakąkolwiek chorobę autoimmunologiczną polecam poczytać i spróbować bo może to okaże się rozwiązaniem…
- Witamina D3 – na jelita nie pomaga ale jestem pewny, że jej suplementacja jest niemalże koniecznością. Badania również przemawiają za tym, aby dać tej witaminie szansę.
- Zioła Ojca Klimuszko – mikstura złożona z 10 ziółek, która mi nie pomogła nawet w najmniejszym stopniu,
- Jogurt SCD – mi nie pomógł ale odkąd zakupiłem jogurtownicę, jogurt ten wyparł bez problemów wszystkie sklepowe jogurty tak, że inni domownicy się nimi zajadają i sobie chwalą.
- Bupropion (Wellbutrin) – pierwszy w zestawieniu antydepresant. Jeśli miałbym wskazać środek, który warto stosować na depresję, na poprawę nastroju i motywacji, wybrałbym właśnie go. Sprawdzone, działa.
- Vasosan S lub P (cholestyramina) – jest problem z dostępem do tego leku ale to też jest spora nadzieja dla chorujących na ZJD. Warto przetestować bo a nuż widelec okaże się, że zamiast ZJD chory cierpi na syndrom Habba.
- Olej CBD – na mnie nie zadziałał ale obstawiam, że problem był w zbyt małej dawce. Polska jest Meksykiem Europy więc pewnie nie dożyję chwili, kiedy skuteczne leki na bazie THC/CBD będą szerzej dostępne.
- Paroksetyna (SSRI) – antydepresant. NIE POLECAM. Czemu? Gdzieś niedawno opisywałem to, że nie są to cukierki i należy być ostrożnym. Niemniej, są chorzy na zespół jelita drażliwego, którym SSRI pomaga. Ja do tej grupy się nie zaliczam.
- Cital (SSRI) – j.w.
- Sulpiryd – również antydepresant. Niby komuś pomaga ale należy go brać pod okiem ogarniętego psychiatry.
- Tianeptyna (SSRE) – kolejny antydepresant, który z kolei mogę polecić. Przeciwieństwo SSRI. Na mnie działał lekko zapierająco, co nie jest tylko moją obserwacją. Chorym na IBS-D polecam spróbować.
- Grzybek tybetański – również wielki zawód. Niby źródło zdrowej flory jelitowej ale na mnie nie zrobił większego wrażenia…
- L-glutamina – suplement stosowany przez bywalców siłowni. Mi nie pomógł ale jako uzupełnienie diety w ten aminokwas, który niby pomaga na jelita, można spróbować.
- Melatonina – wspomaga zasypianie i sen jako taki. Mi nie pomogła na jelita ale sen po niej był głębszy (i dłuższy).
- Nikotyna (e-papieros) – tutaj mógłbym napisać dużo więcej… Mi na jelita nie pomogła ale e-papierosa jeszcze przez długi czas nie porzucę.
- Bellapan (atropina), Buscopan (skopolamina) – wreszcie coś co działa. Jedyne środki, które działają skutecznie rozkurczowo na moje jelita. W przypadku ataków kolek – niezastąpione środki. Zdecydowanie skuteczniejsze niż No-spy i inne.
- Loperamid – ten środek nie wymaga komentarza. Kto ma zespół jelita drażliwego w postaci biegunkowej ten wie, że bez tego życie byłoby jeszcze większym koszmarem.
- Reasec (difenoksylat + atropina) – moje niedawne odkrycie, alternatywna dla Loperamidu, która lepiej na mnie działa i którą lepiej toleruję.
To byłoby wszystko. Mam nadzieję, że niczego nie zapomniałem i że ktoś tutaj znajdzie coś ciekawego dla siebie. Mój stan nadal jest kiepski. Ból jelit nie ustępuje mnie już nawet na krok. Moje życie towarzyskie, zawodowe i osobiste wygląda równie zabawnie, właśnie z powodu tego, że jelita zawsze wiedzą lepiej co powinienem zrobić. Rozważam również pomysł zarzucenia bloga bo dotarłem już do ostatecznej ściany i na horyzoncie nie ma już niczego ciekawego do przetestowania. Za jakiś czas kończy się hosting i wtedy przyjdzie czas na decyzję czy utrzymywać bloga (i moją biedastronę) przy życiu.