Temat ten poruszałem już przy okazji innych wpisów ale wraca on jak bumerang więc doszedłem do wniosku, że to dobra okazja by się z nim rozprawić po raz kolejny. Będzie to zatem kolejny dygresyjny post dotyczący tematów okołozdrowotnych. Jak głosi pewne przysłowie, syty głodnego nigdy nie zrozumie. Podobna sytuacja tyczy się relacji pomiędzy osobami zdrowymi, a chorymi. Każdy kto chociaż raz chorował na coś poważnego, przewlekłego lub niecodziennego prędzej czy później spotkał się chociaż z drobnymi oznakami tego, że zdrowe otoczenie nie rozumie problemów osób cierpiących. Zazwyczaj nie wynika to ze złej woli, a po prostu z niewiedzy i braku motywacji do wczucia się w sytuację osób poszkodowanych przez matkę naturę.
Post będzie nieco dłuższy niż zazwyczaj dlatego wyjątkowo użyję tego czego używać powinienem regularnie:
Przysłowie w swojej oryginalnej formie mówi, że istnieje pewna bariera pomiędzy osobami, które mają jedzenia pod dostatkiem i obce jest im uczucie głodu oraz osobami, które dotyka materialna bieda. Piramidy Maslowa oszukać się nie da i każdy, kto utknął na najniższych szczeblach zaspokajania swoich potrzeb będzie miał zupełnie inne priorytety niż osoba, której bezpieczeństwo materialne jest czymś „normalnym”. Dotkliwe jest również to, że często osoby, które mają problemy z niedostateczną ilością środków do życia nie są bezpośrednio winne tego, że sytuacja wygląda tak, a nie inaczej. Wbrew pozorom nie wystarczy wiele by nawet osoba majętna w przeciągu tygodni została pozbawiona środków do życia i wylądowała na bruku. Wystarczy przecież pożar domu, nietrafiona inwestycja, choroba pochłaniająca kosmiczne pieniądze z powodu drogiego leczenia czy inne nieszczęście.
Środki materialne są kapitałem. Analogia pomiędzy uczuciem głodu, a stanem emocjonalnym osoby chorej jest tutaj jak najbardziej uzasadniona. Zdrowie również jest kapitałem. Wydawałoby się nawet, że bardziej „pierwotnym” niż pieniądze, które przecież są zazwyczaj konsekwencją pracy, przedsiębiorczości i oszczędzania. Żeby te czynniki mogły mieć miejsce i były realizowane w pełni, człowiek potrzebuje zdrowia fizycznego, dobrej kondycji psychicznej oraz racjonalnego myślenia i działania. Jeśli zabraknie zdrowia, prędzej czy później zabraknie chleba.
Syty głodnego zrozumieć nie może. Chyba, że sam kiedyś był głodny ale dzięki swoim działaniom udało mu się ten paskudny stan wyeliminować. Można by rzec, że głodny sytego również nie zrozumie i jest w tym stwierdzeniu pewna słuszność. Problem w tym, że to nadal głodny jest obiektywnie w zdecydowanie gorszej sytuacji niż ten, który głodu nie zaznaje. Większość populacji jest i była zdrowa lub przynajmniej nie cierpi na żadne zagrażające zdrowiu schorzenia. Nic jednak nie jest dane na zawsze i prędzej czy później każdego czeka wydelegowanie z obozu osób zdrowy do tych, które chorują. Przejście z lepszego stanu do gorszego zawsze boli. Boli tym bardziej, że dana osoba wie jak wygląda życie, które nie jest ograniczone z powodu biologicznych niedoskonałości. Trochę dziwną sytuację można zaobserwować wśród tych, którzy nigdy zdrowi/sprawni nie byli. Takie osoby zazwyczaj „nie czują” tego jak wyglądałoby ich życie, gdyby los ich nie pokarał jakimś paskudnym schorzeniem.
W czym więc problem? Syty głodnego nie rozumie bo wymaga to pewnego wysiłku emocjonalnego. Zdrowy chorego nie rozumie ponieważ wymaga to również pewnego wysiłku i zaangażowania, aby choć trochę umieć się postawić w sytuacji osoby bardziej dotkniętej życiowymi tragediami. W jaki sposób objawia się to niezrozumienie? Każdy chory na pewno to przerabiał, szczególnie wtedy kiedy był zbyt chory by normalnie żyć i zbyt zdrowy by planować przejście na drugi świat. Bagatelizowanie, ironizowanie, posądzanie o przewrażliwienie, hipochondrię, przesadne skupianie się na sobie itd. Tego typu podejście do osoby desperacko poszukującej rozwiązania swoich chorobowych problemów niestety nie ułatwia sprawy, tym bardziej, jeśli z taką postawą chory spotyka się u członków rodziny lub najbliższych przyjaciół. Hitem jest również to, że często chory odbija się od takiej ściany już na pierwszych etapach diagnostyki kiedy lekarz twierdzi, że chory jest zdrowy, a wszelkie dolegliwości są tylko wytworem jego wyobraźni.
Na podstawie własnych doświadczeń oraz doświadczeń innych chorych doszedłem do wniosku, że opisywane tutaj zjawisko jest bardzo powszechne i często powoduje dodatkowy dyskomfort psychiczny u osób zdrowotnie niedomagających. Czy da się coś z tym zrobić? Wiele dzisiaj się mówi o uświadamianiu społeczeństwa o tym, że istnieją rzadkie, wstydliwe i przewlekłe choroby. Idea szczytna ale jako urodzony pesymista muszę stwierdzić, że skuteczność tego typu rozwiązań najprawdopodobniej jest nikła lub żadna. Osoby zdrowe nie mają żadnego głębszego powodu by wyobrażać sobie co czuje osoba, którą coś boli lub ogranicza. Sama też wyobraźnia nie wystarczy by w pełni zrozumieć to jak musi czuć się osoba chora.
Dlatego tak bardzo popieram powstawanie wszelkich grup wsparcia i forów zrzeszających osoby chore. Internet pozwala w szybki i tani sposób wymieniać się użytecznymi informacjami oraz zwykłymi słowami otuchy, które nieraz potrafią zdziałać cuda. Syty głodnego nie zrozumie, zdrowy chorego również ale już chory chorego – jak najbardziej. Nie ma nic gorszego niż świadomość, że jest się samotnym z własnymi uczuciami i przemyśleniami.
Ja sam wiele zawdzięczam właśnie temu, że miałem okazję spotkać na swojej drodze osoby z podobnymi problemami zdrowotnymi. W ten sposób nawiązałem kontakt z osobami, które okazały się mieć w sobie wielkie pokłady zrozumienia, mimo, że same chorują ciężej niż ja sam. Z wieloma z nich kontaktuję się regularnie, z czystej życzliwości i chęci pomocy. Trudno jest mi nawet określić wartość takich znajomości bo jak wiadomo, prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Myślę, że spora część chorych, która w pewnym stopniu zrezygnowała z „normalnego” życia z powodu choroby, zauważyła jak szybko wykruszają się kolejni znajomi, którzy byli, kiedy wszystko działało jak w zegarku.
Oczywiście najlepszym scenariuszem byłoby, gdyby każdy chory starał się prowadzić życie normalne, na równi z innymi, nawet jeśli dolegliwości są upierdliwe, wstydliwe i krzywdzące. Nie warto również się całkowicie zamykać na tę „uprzywilejowaną”, zdrową część społeczeństwa ponieważ na pewno znajdą się w nim jednostki, które pomimo braku doświadczeń, będą w stanie wnieść w życie chorego sporo ciepła i optymizmu.
Myślę, że jest to również dobre miejsce by podziękować tym, których miałem okazję do tej pory poznać, z którymi utrzymuję stały kontakt oraz których ciepłe słowa powodują, że życie jest po prostu bardziej znośne. Czuję najzwyklejszą w świecie wdzięczność i pewną powinność by, na tyle, na ile potrafię, służyć innym tym czym mogę się podzielić. Nawet jeśli obiektywnie nie ma to zbyt wielkiej wartości.
I choć ani syty głodnego, ani zdrowy chorego nigdy nie będzie w stanie w pełni zrozumieć, jeśli w życiu pojawiają się zdrowotne, materialne czy nawet emocjonalne problemy, nie należy się zamykać w sobie z nadzieją, że w samotności łatwiej się uporać z trudami życia. Nikogo chyba nie trzeba przekonywać do tego, że wsparcie innych, nawet w postaci jednego, dobrego słowa jest czymś co może przywrócić wiarę w to, że kiepski stan obecny uda się przekształcić w lepszy, pożądany stan.