Chemioterapia BEP – moje wrażenia

Mija miesiąc odkąd skończyłem chemioterapię – 3 cykle według schematu BEP. Miałem wcześniej opisać wrażenia i zdać bardziej szczegółową relację z tego jak przebiegało moje leczenie ale bycie świeżo upieczonym tatą okazało się pochłaniać więcej czasu i sił niż mi się wydawało. W internecie jest też dużo szczegółowych relacji innych chorych (szczególnie na forum RJ) i jak się okazuje każdy przechodzi tę chemię indywidualnie. Część skutków chemii się powtarza, część jest bardziej nasilona, a część osłabiona. Nie chcę też nikogo straszyć. Leczenie jest ciężkie ale da się je przeżyć. Najważniejsze jest to, że jest bardzo skuteczne i w 90% pozwala pozbyć się nowotworów jądra raz na zawsze.

Techniczne sprawy dotyczące samego leczenia przestawiłem w poprzednim poście. Tutaj skupię się na tym jak na mnie wpłynęła chemia i z jakimi problemami ja się spotkałem.

Generalnie całość leczenia planowo zajmuje 3×21 dni. Przez cały ten czas należy bardzo uważać na to by nie złapać żadnej infekcji, która mogłaby opóźnić podanie leków. Należy więc ograniczyć kontakty z ludźmi do absolutnego minimum. Każde przeziębienie to przeciąganie leczenia w czasie i gorsza regeneracja przed następnymi cyklami.

Wszystkie trzy pięciodniówki wyglądały u mnie podobnie:

  1. Dzień I – wszystko ok
  2. Dzień II – rano lekkie objawy podobne do kaca ale nic szczególnego, generalnie wszystko ok
  3. Dzień III – rano lekkie nudności ale bez dramatu, generalnie ok
  4. Dzień IV – osłabienie apetytu, czuć już było lekkie osłabienie organizmu i większą męczliwość ale również bez dramatów. Ogólnie więc samopoczucie słabsze.
  5. Dzień V – brak apetytu, jedzenie przestało mi wchodzić, osłabienie jeszcze większe.

Każdy z cykli przechodziłem zupełnie inaczej. Pierwszy sponiewierał mnie najmocniej i ten pierwszy cykl wspominam zdecydowanie najgorzej. Cykl drugi przeszedłem dużo lepiej, nasilenie objawów chemii mógłbym ocenić na 40% tego co było podczas cyklu pierwszego. Cykl trzeci to z kolei jakieś 70% cyklu pierwszego.

Po powrocie ze szpitala czułem postępujące osłabienie, męczliwość i senność. Przez około tydzień po pięciodnówkach łóżko było moim najlepszym przyjacielem. To dziwne ale totalne zjazdy energetyczne i niemoc przeplatały jakieś nagłe przypływy sił, które trwały godzinę lub dwie. Mogłem w tym czasie ogarnąć coś w domu lub zająć się czymś konstruktywnym. Po tym czasie dopadała mnie znów totalna niemoc, do tego stopnia, że jedyne co byłem w stanie robić to leżeć, spać i odpoczywać. Bardzo dziwne uczucie. Generalnie to najbardziej dokuczliwy jest pierwszy tydzień po każdej pięciodniówce, potem widać już poprawę z dnia na dzień i powolny powrót do stanu sprzed cyklu.

Kolejne objawy, które mnie dopadły to niechęć do jedzenia. W trakcie tych 3 cykli zgubiłem ponad 10kg. Nudności i mdłości na szczęście da się opanować lekami (w moim przypadku to Atossa i Torecan, o Atossie będzie też niebawem osobny wpis bo dokonałem pewnego odkrycia w związku z IBSem). Przez tydzień od wyjścia ze szpitala w zasadzie nie byłem w stanie jeść, wchodziły mi pojedyncze produkty, które byłem w stanie przełknąć. Dodatkowo pojawiała się u mnie mocna zgaga, zaparcia (przez pierwsze 5 dni cyklu), a następnie lekka biegunka przez kilka kolejnych dni.

Włosów pozbyłem się w okolicach drugiej dolewki bleomycyny pierwszego cyklu. Z dnia na dzień zauważyłem, że jak chwyciłem kępkę włosów to mogłem ją bez problemów wyciągnąć z głowy. Dlatego w ten sam dzień zgoliłem się na zero. No i pozbyłem się brody. Do końca chemioterapii poleciała mi reszta włosów, wliczając w to brwi. Zostały tylko włosy na rękach.

Z innych skutków ubocznych chemioterapii mogę wymienić jeszcze np. nadwrażliwość na zapachy, nieprzyjemny smak w ustach, podwyższona temperatura ciała (nawet do 38 stopni), wzmożone pocenie i bóle żył w miejscach podania leków. W moim przypadku niestety konieczne było wielokrotne przekłuwanie wenflonów ponieważ potrafiły się zapychać po jednym dniu chemii. Tym sposobem nabawiłem się ponad 20 miejsc wkłuć na rękach i totalnego wstrętu oraz lęku przed igłami. Nawet zdarzyło mi się zemdleć w trakcie kolejnego przekłuwania wenflonu.

Moja chemioterapia nie skończyła się planowo ponieważ po pierwszym cyklu nabawiłem się ciężkiej neutropenii (nie podano mi G-CSFu – czynnika wzrostu granulocytów) dlatego chemię trzeba było odroczyć o tydzień. Jest to bardzo groźny stan, który może się skończyć nawet sepsą. Mi na szczęście udało się uniknąć gorączki neutropenicznej i nieprzyjmności z tym związanych. Trzeci cykl z kolei musiałem przesunąć ponieważ nabawiłem się infekcji górnych dróg oddechowych. Na szczęście nie wpłynęło to na skuteczność leczenia.

W trakcie chemioterapii najlepszymi moimi przyjacielami okazali się:

  1. Telefon – bez youtube’a i gierek nie przetrwałbym tych ciągnących się wlewów
  2. Łóżko – z wiadomych powodów
  3. Atossa i Torecan – ani razu nie wymiotowałem i tylko dzięki tym lekom byłem wstanie zjeść cokolwiek
  4. Gaviscon – na zgagę, bez niego również byłoby bardzo ciężko przetrwać te kilka dni po wlewach z cisplatyny
  5. Płyny do płukania jamy ustnej – dla odświeżenia i pozbycia się paskudnego smaku z ust
  6. Woda i soki owocowe – chemia mocno obciąża nerki dlatego w trakcie wlewów należy dużo pić by móc efektywnie usuwać chemię z organizmu

Więcej upierdliwych skutków ubocznych chemioterapii nie pamiętam. Na pewno jakieś były ale widzę, że po miesiącu od zakończenia leczenia mój mózg zaczyna wypierać wszystko co złe i nieprzyjemne. Najbardziej bałem się częstych skutków ubocznych cisplatyny – neuropatii oraz osłabienia słuchu. Na szczęście te nieprzyjemności mnie ominęły. Piszczy mi w uszach tak jak piszczało zawsze, a neurologicznie się nie pogorszyłem. Podsumowując – chemię przeszedłem tak sobie. Było ciężko ale udało się przebrnąc przez ten maraton kroplówek.

O Jarosław

Malkontent i gbur. Egoista, introwertyk i buc.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Ogólne. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *