Dzisiaj mija rok od momentu kiedy odeszła. Wspominałem już niejednokrotnie, że Jej obecność powodowała, że czas drastycznie spowalniał. Nie dość, że upływ czasu był mniej dokuczliwy to sama Jej osoba zdecydowanie uprzyjemniała te przeciągające się chwile. Teraz nie ma Jej, a czas gwałtownie przyspieszył, przynosząc ze sobą tylko pustkę i tęsknotę. Pociesza mnie myśl, że teraz już nie czuje bólu oraz to, że nie musi znosić wszystkich nieprzyjemności jakiś dostarczała Jej choroba. Cząstka Jej pogodnego usposobienia nadal pozostała tutaj i to chyba jest dla mnie najbardziej krzepiący fakt.
Przez ten rok wydarzyło się dużo, jak na moje możliwości chyba aż za. Wielkimi krokami zbliżają się kolejne badania, a wraz z nimi kolejna decyzja o kontynuacji obserwacji lub wdrożeniu leczenia uzupełniającego. Nie ukrywam, że trzęsę nieco pampersem i portkami. Oby i tym razem szczęście mi dopisało.
Z rzeczy pozytywnych wymienić muszę to, że przekonałem się na własnej skórze, że to co robię obecnie to to, co chcę robić przez resztę życia. Spędzam ostatnio po 10-12h na dobę przed monitorem, próbując zmuszać resztki moich neuronów do pracy przez co zaniedbałem nieco bloga, stronę i wszystko inne. Korzystając jednak z czasu darowanego będę starał się robić wszystko, żeby dobrze wykorzystać te pędzące na złamanie karku chwile, oczywiście na tyle, na ile mój brzuch mi pozwoli.
Na koniec piosenka, która już tu kiedyś zagościła. Warto ją jednak odświeżyć. A wszystkim Czytelnikom życzę pogody ducha i wytrwałości!