Niekończąca się historia. Odebrałem niedawno wyniki ostatniej „kolonoskopii”, w trakcie której udało się zbadać tylko 3/4 mojego jelita. Wnioski są takie, że jestem całkowicie zdrowy. Makroskopowo bez zmian, a w dwóch wycinkach z esicy i odbytnicy (wycinek z poprzecznicy był niediagnostyczny…) nie znaleziono niczego, są w granicach normy. Colitis ulcerosę wykluczyć mogę w 100%. Szkoda, że nie udało się dojść do kątnicy, zastawki i chociaż kawałka jelita cienkiego…
Nie wiem już kompletnie co mi jest. W zeszły piątek dopadły mnie takie bóle brzucha, że pół nocy nie spałem. Od samego rana w sobotę biegałem po toalecie, jakieś 10 wizyt do południa. Potem musiałem najeść się loperamidu ponieważ chciałem jechać z rodziną na urodziny Szwagra. Przed 22 byłem w domu i w zasadzie padłem na pysk. Cały dzień głodówki i tyle wizyt w kiblu mnie kompletnie z sił ogołociły. I najciekawsze jest to, że sytuacja utrzymuje się do teraz. Od 4 dni jestem na kilku bułkach i kisielu, brzuch boli, a praktycznie wszystko przelatuje w formie nie do końca strawionej. Nie wiem już nawet do kogo iść po pomoc. Podejrzewam, że to jednak Crohn tylko co z tego, że pewnego dnia się dowiem, że to CD skoro nawet sterydy na mnie nie działają. Immunosupresja? Średnio, bo już teraz mam leukocyty na dolnej granicy. Leczenie biologiczne? Z powodu zapalenia nerwów raczej mi nie podadzą. Co więc zostaje? Pozostaje mi tylko modlić się do nieistniejącego Boga o cud, którego realizacja musiałaby zagiąć prawa dyktowane przez matkę naturę, czymkolwiek ona jest.