Sam nie wierzę, że posuwam się do tak skrajnych metod poszukiwania rozwiązania moich problemów jelitowych. O diecie rozdzielnej (dieta Hay’a) słyszałem już dawno, z ust osób, które usiłowały zgubić nadmiarowe kilogramy. Wydawało mi się to wtedy tak bezsensownym pomysłem, że nie miałem ochoty na dalsze zgłębianie tematu. Nadal, gdziekolwiek by nie szukać informacji w Internecie, diety rozdzielne (wariantów jest dosyć sporo, co jeden to „lepszy”) występują w roli diet odchudzających. Nadmiar kilogramów mnie nie dotyczy bo problemy jelitowe to chyba najszybszy sposób na schudnięcie.
Temat diety rozdzielnej przypomniał mi się przy jakiejś okazji i tym razem było wspomniane o jej prozdrowotnych właściwościach. Trochę wgryzłem się w temat i żeby nie popadać w jakąś paranoję, przyswoiłem na razie tylko same „podstawy”. Podstawy te mówią o tym, że nie należy mieszać ze sobą pewnych składników pokarmowych gdyż reakcje wchodzące w proces ich trawienia może się wzajemnie zaburzać i doprowadzać np. do niecałkowitego trawienia i nieprzyswajania składników odżywczych. Należy więc rozdzielić pokarmy białkowe od węglowodanowych, co ma usprawnić procesy trawienne. Dozwolone są kombinacje pokarmów węglowodanowo-tłuszczowych i białkowo-tłuszczowych. Znalazłem też gdzieś jakieś inne podziały uwzględniające kwasowość pokarmów ale to już chyba przesada.
Oczywiście można znaleźć wiele negatywnych opinii mówiących chociażby, że to nie ma sensu bo żołądek nie ma przecież przegródek, że i tak wszystko się miesza itd. Wystarczy jednak 5 minut zastanowienia, żeby wiedzieć, że przecież proces trawienia jest rozciągnięty w czasie (i przestrzeni bo przecież pokarm nieustannie wędruje w układzie pokarmowym). To, że pewne reakcje chemiczne zachodzą w określonych warunkach (np. przy odpowiedniej kwasowości) chyba nie ulega wątpliwościom. Wystarczy więc zachowanie odpowiednich odstępów (ja planuję jakieś 3-4 h) pomiędzy posiłkami, aby mieć chociaż cień pewności, że trawienie miało odpowiednio dużo czasu na zrobienie „roboty”.
Jakby się tak chwilę zastanowić to właśnie diety w stylu SCD czy Paleo, „niechcący” implementują koncepcję niemieszania białek z węglowodanami.
Ostatecznie postanowiłem spróbować i od dwóch dni pilnuję mocno kombinacji posiłków. Początkowy etap diety zamierzam zrealizować tylko poprzez rozdzielenie zakazanych pokarmów, bez zmiany dotychczasowych nawyków, również tych złych. Po jakimś czasie będę w stanie stwierdzić, czy rozdzielenie pokarmów coś daje, a jeśli daje to czy na tyle dużo, żeby kombinować dalej. Póki co stwierdzam, że samo pilnowanie kombinacji składników w posiłkach jest dosyć proste i nie ma żadnej mowy o przymieraniu głodem. Nie zamierzam jeść mało, bo nie chcę zgubić żadnego kilograma, który przydać się może na gorsze czasy. Zobaczymy. O efektach oczywiście napiszę, bo może znajdzie się ktoś kogo to interesuje. Pozdrawiam!