Na dobre i na złe jest w sumie jedynym serialem, który oglądam stale i niezmiennie od wielu lat. Wspominałem już kiedyś na blogu, że nawet wątek z Zespołem Guillain-Barre się trafił. To dosyć niecodzienna choroba więc widząc sparaliżowanego przez tę polineuropatię pacjenta byłem dosyć mocno zaskoczony. Tydzień temu miała miejsce emisja odcinka numer 668 i doznałem kolejnego szoku. Autorzy trafili w punkt.
Do szpitala trafił nabuzowany hormonami nastolatek, który „szczęśliwym trafem” dostał cios w krocze. Podczas rozmowy z lekarzem wspomniał o tym, że czasem doskwiera mu ból pomiędzy nogami… I wtedy już wiedziałem jaka będzie diagnoza. Doktor zdecydował się poważnie zająć tematem, najpierw palpacyjnie, a potem z użyciem USG. Po chwili wiadomo już było, że młodzieniec dorobił się nowotworu jądra. Pocieszeniem miało być to, że choroba została wykryta we wczesnym stadium, stąd teoretycznie można by się było spodziewać tego, że orchidektomia zakończy leczenie. Problem w tym, że przecież ta choroba przebiega praktycznie bezboleśnie, a jeśli boli to jest to bardzo zły sygnał i raczej dowód na wysokie zaawansowanie procesu nowotworowego. Pojawiają się wtedy, prócz bólu i dyskomfortu w obrębie moszny, również bóle w plecach i kręgosłupie.
Zdecydowano się od razu prześwietlić pacjenta i niezwłocznie wykonać operację. To smutne ale tak szybkie terminy operacji, mimo, że usunięcie zniszczonego przez nowotwór jądra to praktycznie operacja ratująca życie, można obserwować tylko w szpitalu w Leśnej Górze. Ogólnie chorobę tę ukazano w serialu jako coś niegroźnego i łatwego do wyleczenia. Tak się jednak składa, że nie wszyscy mają takie szczęście by z tego bagna się wydostać.
Zabawnie było też to, że w tym samym odcinku przewinął się wątek dziewczyny, która cierpiała na chorobę Leśniowskiego-Crohna. Jej stan był już na tyle zły, że konieczna była kolejna interwencja chirurgiczna. Jelita cienkiego zostało już niewiele stąd ostatecznie zdecydowano się na przejście na żywienie pozajelitowe. Dla większości ludzi brzmi to jak totalna abstrakcja ale jest to jedyne wyjście, które ratuje w tej sytuacji życie.
Ostatecznie wydźwięk odcinka był bardzo pozytywny. Choroby mało sympatyczne i dosyć rzadko spotykane ale bohaterowie opuszczali plan zdjęciowy z uśmiechami na twarzy. Jakby nie patrzeć to faktycznie, nawet z teoretycznie beznadziejnej sytuacji zawsze się jakieś wyjście znajdzie…