O tym jak działa służba zdrowia w Polsce miał okazję przekonać się praktycznie każdy. Chyba, że ktoś od losu dostał końskie zdrowie i póki co nie miał okazji zderzyć się z machiną NFZu. Jako urodzony optymista spieszę jednak z dobrymi wieściami – każdy kiedyś zachoruje. A jeśli nie zachoruje to będzie oznaczać, że jego żywot został zakończony na tyle szybko, że okres chorowania pominął.
Jakiś czas temu na Polskim forum nowotworów jądra pojawił się kolejny przypadek nasieniaka. Przebieg chorowania dość typowy – niepokojące zmiany w strukturze jądra, badania palpacyjne, jakieś USG, markery no i diagnoza. Następnie operacja i tomograf mający stwierdzić czy doszło do rozsiewu nowotworu. Wynik? W przestrzeni zaotrzewnowej, w której w 99% przypadków przerzuty lokują się najpierw, uwidoczniono nieznacznie powiększony węzeł chłonny (węzły w okolicach 1 cm są już podejrzane, węzły o rozmiarze większym niż 1 cm są praktycznie pewnym przerzutem). Jakie dalsze postępowanie zaproponowali lekarze? Dwa cykle karboplatyny.
W tym momencie można przejść do sedna sprawy. Lekarze nie pokusili się o jednoznaczne określenie stopnia zaawansowania choroby co bezpośrednio rzutuje na sposób dalszego postępowania. Jeśli założyć, że ten węzeł, pomimo podejrzanych rozmiarów, nie jest zmieniony nowotworowo, to należałoby albo zastosować aktywną obserwację lub podać jedną dawkę karboplatyny. Przy powyższym założeniu, druga dawka karboplatyny byłaby „nadleczeniem”.
Jeśli z kolei uznać, że ten węzeł jest kolejnym siedliskiem nowotworu, należałoby zastosować „pełną” chemioterapię, w 3 lub 4 kursach. Stosowanie samej karboplatyny mogłoby skutkować „niedoleczeniem” co w niedługiej przyszłości wiązałoby się z dalszym rozwojem choroby. Dwie dawki karboplatyny byłyby również dodatkowym obciążeniem bo jeśli doszłoby do wznowy to i tak należałoby poddać pacjenta pełnemu leczeniu.
Niezależnie od tego czy doszło w tym przypadku do przerzutów czy też nie, zaproponowany półśrodek mógłby się okazać dla pacjenta dodatkowym obciążeniem, a w najgorszym przypadku nawet dodatkowym niebezpieczeństwem. Jak to jest, że nawet niezbyt rozgarnięty laik jak ja, jest w stanie zapoznać się z międzynarodowymi wytycznymi leczenia i ustalić, co powinno się dalej dziać z chorym by osiągnąć maksymalnie dobre wyniki leczenia?
Krew się we mnie gotuje kiedy widzę takie przypadki. I to podwójnie. Dlatego też tak ważne jest to, by pacjent oddał się w ręce sprawdzonego lekarza i pewnego ośrodka, który ma doświadczenie w leczeniu danej jednostki chorobowej. Na wspomnianym forum można znaleźć mnóstwo informacji o tym gdzie i w jakim celu się udać jeśli kogoś dopadnie nieprzyjemność zachorowania na NZJ.
No i warto też się regularnie badać. Tak jak kobiety powinny regularnie odwiedzać ginekologa, tak mężczyźni powinni się badać, żeby uniknąć niespodzianek. A mamy o tyle łatwiej, że jądra można zbadać samemu, bez dostępu do specjalistycznego sprzętu.
A tymczasem ja idę szukać spokoju ducha w oczekiwaniu na wyniki ostatnich markerów, tomografu i RTG.