Mija rok od rozpoznania u mnie nasieniaka. 2 tygodnie temu miałem planowane badania, zaś dzisiaj ich odbiór i wizyta w poradni onkologicznej. Tak się złożyło, że nie było lekarza, który zawsze mnie przyjmował. Zastępca jednak spisał się na medal, przekazał mi wszystkie informacje zwięźle i profesjonalnie. Na dodatek strzelał normami z międzynarodowych wytycznych leczenia NZJ jak z karabinu. Widać było, że jest w temacie obeznany.
Wyniki badań? Wszystko w porządku. Brak cech rozsiewu choroby nowotworowej. Tomograf bez zmian, RTG bez zmian, markery w normie. Mogę tym sposobem zamknąć roczną obserwację i czekać na kolejne badania.
Moja radość jednak nie trwała zbyt długo ponieważ zaraz po wizycie na onkologii pojechałem do przychodni weterynaryjnej z moim psem, który od jakiegoś czasu lekko niedomagał. Po badaniu USG okazało się, że Kaja ma nowotwór śledziony z przerzutami na wątrobie, anemię i płyn w jamie brzusznej. Co najlepsze, jeszcze 2 miesiące temu było wszystko ok. Lekarka powiedziała, że leczenie może nie przynieść żadnych większych rezultatów… Co za zasrana ironia.
Czekaja cie teraz ciezkie dni. Cudze cierpienie znosi sie ciezej niz wlasne. Jedyne co mozecie zrobic, to umilic jej ten czas ktory pozostal w taki sposob, jaki ona lubi najbardziej. Nasza najbardziej lubila chodzic po lesie, a po takich spacerach spala potem mocno i znowu snila ze spaceruje. Poki miala sile w taki sposob spedzala te ostatnie tygodnie. Trzymaj sie…
Niestety na to się zapowiada, że znowu nadciągają ciężkie chmury. Szkoda psiny bo jeszcze trochę mogła sobie pożyć. Całe życie wszyscy domownicy dbali, żeby pies miał wszystko czego potrzebuje więc myślę, że teraz też niczego nie zabraknie. Jest nieco osowiała, widać, że nie jest taka jak zawsze chociaż nadal potrafi zamerdać ogonem i odprawiać swoje codzienne rytuały. Dostała leki, je normalnie. Zgodnie z zaleceniem weterynarza będziemy ją bacznie obserwować bo jeśli zacznie się coś niedobrego dziać to trzeba będzie działać.