Miało by łatwo i przyjemnie, a jak zwykle nie obyło się bez problemów. Dopiero wczoraj pozbyłem się wszystkich szwów ponieważ w ranie zrobił się krwiak? Na wizycie w szpitalu w zeszłym tygodniu zdjęto mi tylko co drugi szew i wyciśnięto pozostałości krwi z rany. No, to zdecydowanie nie było nic fajnego bo tylko moje ćwiczone IBSem tytanowe zwieracze uchroniły szpitalną kozetkę od zmiany barwy na jasno brązową… Teraz już rana wygląda znośnie, opatrunki jeszcze przez jakiś czas muszę wymieniać, wszystko psikając Octeniseptem. Do tego muszę dojeść antybiotyk, który chyba nie jest zbyt mile widziany przez moje jelita.
Zrobiłem również świeże markery, beta-HCG jest już prawie w normie chociaż spada zbyt wolno. Mam nadzieję, że niebawem wszystkie trzy markery będą już w normie.
Umówiłem się również na wizytę u polecanego profesora onkologa. Mam wrażenie, że żyję w małym matrixie i że cała ta sprawa wcale mnie nie dotyczy. Czuję jednak chłodny oddech na plecach tych wszystkich decyzji, które niebawem trzeba będzie podjąć: który szpital wybrać? Co z moim biednym stażem? Co z bankiem nasienia?
Niby fajnie bo ten typ nowotworu da się wyleczyć całkowicie, chociaż ciągle z tyłu głowy mam świadomość, że czas ucieka i wcale nie jest powiedziane, że tego czasu będę miał jeszcze dużo. Jeśli tym razem szczęście mi nie dopisze to może nie być zbyt zabawnie.
A z ciekawostek, zbadałem sobie poziom testosteronu. Parafrazując pewnego klasyka: szkoda w ogóle strzępić ryja…
„tytanowe zwieracze” padlam! No widzisz , dasz sobie rade , jestes niczym Keanu Reeves w matrixie !
Tak, jestem niczym Keanu, ten Keanu: http://cookiesbecrumbling.com/img/cookies12.jpg : P
będzie dobrze 🙂
Skąd ta pewność? : P