Zdrowie, polityka i bezsens istnienia.

Jak do tej pory udało mi się popełnić dwa wpisy, które dotyczyły tematów około zdrowotnych oraz polityki. Pierwszy z nich dotyczył ogólnego narzekania na mityczne mafie farmaceutyczne (Mafie farmaceutyczne), zaś drugi – absurdalnych przepisów dotyczących e-papierosów (E-papieros na celowniku czyli w oparach absurdu.). Chciałbym dzisiaj pociągnąć te dwa wątki dalej i odnieść do nowych, rewelacyjnych wieści ze świata, które ścinają mi krew w żyłach.

Na pierwszy ogień idą doniesienia z naszego, polskiego podwórka: E-papierosy tylko dla pełnoletnich. Nowe przepisy zabraniają również palenia ich w miejscach publicznych. Z tego co można wyczytać w tym artykule wynika, że będzie kontrola sprzedaży e-papierosów osobom poniżej 18 roku życia (co może nawet i ma sens ale jakoś kontrola sprzedaży alkoholu nieletnim nie uchroniła przed tym, że na ulicy można spotkać gimnazjalistów z piwem w ręce), zakaz promocji i reklamowania e-papierosów, zakaz używania e-papierosów w miejscach publicznych oraz zakaz sprzedaży e-papierosów przez Internet. Pewnie coś jeszcze pominąłem ale chciałbym odnieść się do dwóch kwestii. Pierwsza: nieużywanie e-papierosów w miejscach publicznych. Przepis analogiczny jak ten dotyczący palenia tradycyjnych papierosów. Jaki jest sens angażowania policji w ściganie gimnazjalistów popalających nerwowo fajeczki na przystankach? Jak dla mnie żaden. Jest to martwy przepis, a nawet jeśli jest egzekwowany to uderza on tylko po kieszeni, bo przecież hajs w publicznej kasie musi się zgadzać (albo i nie musi, przecież można łoić długi na koszt przyszłych pokoleń). Łatwiej jest przecież wkleić mandat 15 latkowi, który się zapomniał i fajkę odpalił na przystanku, niż zająć się sprawą pobicia czy gwałtu. Oczywiście nie popieram palenia papierosów czy e-papierosów w miejscach, w których osoby trzecie są zmuszone wdychać opary z płuc palaczy. Nieeleganckie to i brzydkie ale czy na serio nie ma większych problemów na świecie niż właśnie to? Czy sam społeczny ostracyzm nie powinien z tego typu zachowaniami walczyć? A może jeszcze powinno się karać za nieświeży oddech? Myślę, że polscy politycy mogliby się zająć tym problemem. No i jeszcze jeden pomysł przychodzi mi do głowy: zapach potu w autobusach i pociągach. To też powinno być karane mandatami, zaś każdy człowiek powinien być regularnie poddawany kontrolom składu potu i jego nieatrakcyjności dla nozdrzy osób trzecich.

Drugą sprawą jest kwestia sprzedaży e-papierosów przez Internet. Poniekąd jest to związane z zakazem sprzedaży tego typu wyrobów osobom poniżej 18 roku życia. Czy jeśli zamówię sobie olejek z e-baya, popełniam przestępstwo? Czy przepis ten nie prowadzi do lawiny kolejnych absurdów? A co jeśli mam więcej niż 18 lat i łatwiej i wygodniej byłoby mi zamówić olejki przez Internet? Państwo mi tego zabrania twierdząc, że chce chronić zdrowie wszystkich Polaków. Ręce opadają.

I to wszystko są właśnie wymysły Ministerstwa Zdrowia. Jeśli w nawet tak trywialnej sprawie jak e-papierosy, MZ odstawia taki cyrk, to jak niby służba zdrowia ma działać jak należy? No właśnie, z definicji, służba zdrowia nie może działać poprawnie bo o wszystkim arbitralnie decyduje samozwańcza, oświecona elita narodu.

Kontynuując temat MZ. Trafiłem niedawno na coś takiego: Dla ministra zdrowia medyczna marihuana nie istnieje. Radziwiłł: To tylko narkotyk. Z tego co widzę, to pan Konstanty Radziwiłł jest doktorem nauk medycznych. Nie wiem nawet od której strony zabrać się za komentowanie słów tego pana. Domyślam się, że o słowach Paracelsusa: „Dosis facit venenum”, minister zdrowia nie słyszał. O tym, że nawet arszenik znajduje swoje zastosowanie w medycynie pewnie też nie. Obstawiam również, że coś takiego jak stosunek dawki rekreacyjnej do dawki śmiertelnej (Drug danger and dependence) wykracza poza możliwości intelektualne ministra zdrowia. A odnosząc się do samej marihuany. Każdy, kto blokuje dostęp do leku, metody, który mógłby pomóc chociaż kilku chorym na świecie, ma w moim mniemaniu krew i ludzkie cierpienie na rękach. O ile byłbym w stanie zrozumieć, że na drodze do dostępu do pewnych leków czy terapii stoją np. przeszkody ekonomiczne (nie, nikt nie ma prawa do leczenia za grube miliony z samego tylko faktu tego, że żyje) to machnąłbym ręką. Ale w sytuacji, kiedy ograniczenia w dostępie do leków wynikają tylko z kretyńskich przepisów, nie pozostaje nic innego jak tylko załamać ręce i zapłakać nad losem tych, którzy cierpią niepotrzebnie.

Na koniec wisienka na torcie: Firma farmaceutyczna sponsorem ($500.000)kampanii przeciw legalizacji marihuany. Pisałem już, że temat mafii farmaceutycznych to dla mnie margines i w sumie… Podtrzymuję moje stanowisko. Firmy farmaceutyczne nie mają we władaniu policji i wojska. Jeśli istnieją faktyczne dowody na to, że są firmy, które w nieetyczny sposób próbują blokować rozwój, dostęp do leków i niszczyć konkurencję to nie różni się to niczym od sytuacji kiedy jeden piekarz wynajmuje zbirów by rozwalili konkurencyjną, tańszą lub bardziej lubianą piekarnię. Oczywiście takie działanie jest niedopuszczalne w cywilizowanym świecie ale odpowiedzialność za wszelkie szkody, które ponoszą klienci (pacjenci) spoczywa zarówno na tych, którzy tego typu działanie inicjują, jak i na tych, którzy są bezpośrednimi oprawcami. Państwo, które niby stać ma na straży porządku i sprawiedliwości, samo wchodzi w interakcję z podmiotami, by te dwie nadrzędne wartości gwałcić. Mnie osobiście w ogóle ten stan rzeczy nie dziwi ale jakoś niewiele osób zadaje sobie pytanie, kto jest tutaj tak naprawdę winny. Zawsze mówi się tylko o „zleceniodawcy”, a o „wykonawcy” już się nikt słowem nie zająknie. Normalne, moralne państwo powinno wszelkie próby niszczenia konkurencji i szkodzenia konsumentowi pacyfikować ze wszelką możliwą zajadłością.

Podsumowując. Ministerstwo Zdrowia to taki twór, który pod przykrywką dbania o zdrowie wszystkich obywateli, dwoi się i troi, żeby swoje prawdziwe intencje ukrywać skrzętnie przed światłem dziennym. Oczywiście zaraz rozlegną się głosy, że przecież gdyby nie NFZ, to wszyscy umieraliby pod płotem. Na ten argument nawet nie chce mi się odpowiadać bo tego typu argumentację stosują osoby, które chyba więcej niż 5 minut na analizę tematu nie przeznaczyły. Mnie najbardziej boli w tym wszystkim to, że koło nosa przechodzą chorym możliwości leczenia, które uwolniłyby ich od ogromnej ilości bólu, niskim kosztem, z niewielkim ryzykiem skutków ubocznych. Obstawiam, że przedstawione przeze mnie medyczne absurdy, właśnie z pogranicza służby zdrowia i polityki to tylko wierzchołek góry lodowej, a o tym ile tak naprawdę tracą chorzy na niemożliwości skorzystania z tego co oferuje dzisiejszy postęp naukowy, najpewniej nigdy się nie dowiemy.

O Jarosław

Malkontent i gbur. Egoista, introwertyk i buc.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Dygresyjnie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *