Miłość matczyna

Nawiązując do ostatnich wpisów, chciałem podzielić się jeszcze jedną refleksją na pewien temat. Do tych wniosków doszedłem już dawno bazując na własnym przykładzie ale widzę, że jest to powszechne zjawisko i pewna reguła.

Pamiętam jak przy okazji zachorowania na zespół Guillain-Barrego (Zespół Guillain-Barrego – moja historia) doszło już do takich patologii, że moja samodzielność została mocno ograniczona. Byłem tak słaby i miałem tak koszmarne bóle korzeniowe, że nie potrafiłem się schylić ani podnieść nogi na wyżej niż kilka centymetrów bez uronienia łzy. Był to czas kiedy w trakcie pobytu na dziecięcej neurologii co drugi dzień odwiedzała mnie mama. Dowoziła niezbędne rzeczy jak świeża piżama (po sterydach pociłem się tak, że koszulkę rano mogłem wykręcać, a pot pachniał jakby ze mnie pół apteki wypływało) czy jedzenie. Wtedy też pomagała mi się kąpać ponieważ nie byłem w stanie sam zadbać porządnie o własną toaletę. Każdorazowo godzina oznaczająca koniec odwiedzin powodowała, że chciało mi się płakać.

I tutaj pewna refleksja. Pomijając jakieś skrajne przypadki rodem z Sosnowca, jest tylko jedno prawdziwie szczere, bezinteresowne i najsilniejsze uczucie jakie może wiązać dwoje ludzi. Jest to miłość matki do dziecka. Matka za swoim dzieckiem skoczy w ogień. Trudno mi też wyobrazić sobie ból jaki musi czuć matka widząc jak jej dziecko choruje, męczy się i wije z bólu.

Na duchu podnosi mnie fakt, że Jej Mama również jest tytanem i wpisuje się doskonale w ten przedstawiony przeze mnie ideał matczynej miłości.

O Jarosław

Malkontent i gbur. Egoista, introwertyk i buc.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Dygresyjnie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *