Jestem po drugiej wizycie w Centrum Onkologii w Gliwicach. No, tym razem nie mam już zbyt dobrych wieści. Wiedziałem, że tak będzie, wiedziałem, że nie można nic planować ani cieszyć się na zapas.
Tym razem w COI byłem już o 7 rano z nadzieją, że zostanę przyjęty do lekarza szybciej. Oczywiście i w tym względzie się pomyliłem ponieważ do gabinetu wszedłem w okolicach godziny 11:30. Wizyta u lekarza trwała 5 minut.
Zostałem oficjalnie poinformowany, że konsylium zdecydowało, iż potrzebują jeszcze raz przebadać moje jajko ponieważ nie podoba im się domieszka tego syncytiotrofoblastu. W tym celu dostałem papier upoważniający mnie do odbioru materiału z laboratorium w Katowicach. Z tym materiałem muszę przyjechać z powrotem do Gliwic. Termin następnej wizyty w poradni onkologicznej: 11.04. Ja pier****.
Powiedziałem lekarzowi, że to będą już 2 miesiące od zabiegu i według standardów powinienem mieć wdrożone leczenie uzupełniające. Stwierdził, że mam się tym nie przejmować. No tak, najlepiej nie przestrzegać standardów, a potem dziwić się, że na forum przychodzą ludzie w stanie, którego się już uratować nie da.
Brak mi słów. Nie dość, że histopat niekompletny, musiałem sam wyjaśniać nieścisłości, to jeszcze 2 tygodnie czekania tylko na to, żeby dowiedzieć się, że trzeba jeszcze raz fatygować patomorfologa. A czas ucieka. Jeśli miną 2 miesiące od operacji, powinienem rozpocząć diagnostykę od początku, wykonać ponownie tomograf żeby ocenić czy nie doszło do progresji choroby i czy zmieniło się stopniowanie zaawansowania onkologicznego. Jeśli się zmieniło, powiedzmy, że na gorsze to nie będę miał już możliwości powstrzymania choroby karboplatyną tylko wkleją mi 3xBEP i będzie pozamiatane. Chciałbym tego uniknąć, bo częstym powikłaniem po chemioterapii jest polineuropatia. Mam już jedną, nie chcę mieć drugiej.
A jeśli jednak okaże się, że w preparacie są komórki raka kosmówki to z miłą chęcią narobię pani patomorfolog mnóstwo smrodu. A potem strzelę sobie w łeb.