Pora na małą aktualizację. Niestety żadnych przełomowych wieści z mojej strony nie będzie dlatego polecam ominąć niniejszy post wszystkim, którzy szanują swój czas 😉
Mały dopisek chciałbym dorzucić do ostatniego posta dotyczącego stosowania marihuany w leczeniu przeróżnych chorób. Trafiłem na ten oto wywiad: link. Normalnie krew się we mnie gotuje i na biegunkę się zbiera kiedy uświadamiam sobie, że banda ignorantów ma prawo wsadzać sądzić ludzi, którzy szukają ostatniego tchnienia nadziei walce z chorobą. Z reguły nikomu źle nie życzę ale mam nadzieję, że każdy, kto jest zwolennikiem siłowego wymuszania na innych co mają jeść, pić czy palić trafi kiedyś na stół operacyjny i zabieg wycięcia jakiegoś narządu zostanie przeprowadzony bez znieczulenia bo przecież do „odcięcia” człowieka od świata stosuje się substancje, które mogą mieć poważne skutki uboczne i należą do grupy środków, które uzależniają! Oczywiście nie ma co popadać w skrajności, marihuana nie jest cudownym lekiem na zło całego świata ale kuriozalne jest to, że za trawę człowiek może trafić do więziennej celi, okupowanej do tej pory przez gwałcicieli czy morderców.
Wróciłem do mojego „starego” lekarza. Ostatni raz widziałem się z nim jakieś 2 lata temu, kiedy jeszcze studiowałem. Wkleił mi wtedy Encorton, którego oczywiście nie wziąłem, bo bardzo niegrzeczny ze mnie pacjent 😀 W każdym razie, niedawna wizyta trwała może z 10 minut. Dostałem instrukcję zdobycia skierowania na sigmoidoskopię (no tak, dawno nie miałem rurki w tyłku), bo on nie chce zgadywać tego, co w jelitach teraz siedzi. Skierowanie na badanie już mam, jutro lub pojutrze czeka mnie podróż do szpitala z nadzieją, że termin badania ustalony zostanie jeszcze w tej dekadzie. Docent poinformował mnie również, że w moim przypadku nie ma mowy o IBSie. A no i na wieść o tym, że pakowano we mnie jakieś chemiczne, psychiatryczne cuda zaśmiał się pod nosem i powiedział, że ja mam brzuch chory a nie głowę. Cóż, przynajmniej coś się dzieje chociaż już nie mam żadnych nadziei na poprawę sytuacji.
Zdarzyły się niedawno nawet lepsze dni, kiedy brzuch tylko sporadycznie dokuczał. Co ciekawe, odstawienie gotowanego mięsa spowodowało, że czułem (bo niestety idylla szybko się skończyła) się lepiej. Może to sygnał, że należy przejść na dietę wegetariańską? Na samą myśl, że można nie jeść mięsa dostaję ciarek 😀 Miałem nawet przez chwile jakieś dziwne wizje co bym zrobił gdybym nagle wyzdrowiał…
Pociesza mnie jedynie myśl, że zawsze jeszcze zostaje trzymetrowy sznur i niezawodny supełek z pętelką. Życia po śmierci nie ma więc razem z ostatnim oddechem znika problem sraczki, przynajmniej dla samego zainteresowanego 🙂